Warsztaty, warsztaty i po warsztatach. Ale było super – naprawdę twórcze spotkanie! W piątkowy wieczór udało się nam spotkać i w pięcioosobowej ekipie zrealizowałyśmy wszystkie zaplanowane prace. Zaczęłyśmy od kartki na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Niektóre przyznały się, że robiły po raz pierwszy takiego typu dzieła, ale daję słowo, w życiu bym się nie domyśliła. Kartki wyszły super i na pewno skradnę parę patentów, które dziewczyny mi pokazały podczas ich wykonywania. Dlatego też lubię warsztaty. To jest istna kopalnia inspiracji i myślenia poza swoimi schematami. Każda praca, niby robiona z przykładowego modelu, ale jak osoba doda coś od siebie, to wychodzi oryginalność każdej z nich.
No ale relacjonując dalej, na kartce się nie skończyło. Po naszej ‘rozgrzewce’ przeszłyśmy na wyższy poziom – PRZEPIŚNIK. Dziewczyny kleiły bazy bardzo skrupulatnie, słuchając moich wskazówek. Podczas szycia ‘ramki’ na okładce, nastąpiła chwila podniesionego ciśnienia. Złamana igła nie pokrzyżowała nam jednak planów. Wspólnie sprawnie wymieniłyśmy niesforną na bardziej ugodową i maszyna przeszywała dalej bez zarzutu!
Dalej mogło być tylko lepiej i tak dobrnęłyśmy do finału. Jejku, żebyście widzieli jak dziewczyny były z siebie dumne po skończonej pracy a ja, przyznaję, byłam dumna z nich. Myślę, że żadna z kursantek nie wierzyła, że takie piękne rzeczy mogą zostać przez nie stworzone. Okazało się, że jednak miałam rację i warsztaty u BogutkaART tylko udowadniają, że każdy potrafi 😉
‘Dumne i blade’ dziewczyny wyszły z warsztatów z własnoręcznie zrobioną kartką oraz przepiśnikiem. Ale, żeby nie zapomnieć albo może bardziej…poćwiczyć w domu to, czego u mnie się nauczyły, każda z nich dodatkowo dostała gratisowe materiały na zrobienie dodatkowej kartki, a także po torebce pączków upieczonych przez jedną z uczestniczek. Słuchajcie, byłyśmy tak pochłonięte pracą, że nawet nie miałyśmy czasu nic przekąsić – tak było intensywnie. Mam nadzieję, że udało mi się zaszczepić scrapowego bakcyla i jeszcze nie raz spotkamy się na twórczym wieczorku. Ale wiecie co, później się zastanawiałam, analizowałam czy wszystko się udało i doszłam do wniosku, że chyba najważniejsze z tego wszystkiego było to, że super spędziłyśmy razem czas. W dobie skypa, facebooka i wirtualnych spotkań nie zdarza się często by pięć kobietek zagospodarowało sobie wolny piątkowy wieczór by razem usiąść, coś pokleić, po prostu porobić coś razem. Mnie się to osobiście bardzo podobało.
To co, kto pisze się na kolejne warsztaty?
P.S. Tak na marginesie powiem Wam, że adrenalina po naszym spotkaniu zeszła ze mnie dopiero w sobotę w południe. To jest lepsze niż sporty extremalne – I love it!
Do następnego.
B.