Ten album po prostu robił się sam. Papiery w trakcie wyboru podchodziły pod palce a dodatki, dosłownie jakby były zaczerpnięte z zestawu kitowego. A dlaczego tak? Znam taką wspaniałą rodzinkę, która pomimo tego, że dzielą nas setki kilometrów, ma w moim serduchu specjalne miejsce. I co z tego, że widzimy się raz na rok albo rzadziej. Zawsze jest miło spotkać się i pogadać, a to o starych czasach i co wyprawiało się w akademiku, a to o nowościach z domowego poletka, o których jeszcze sobie nie mówiliśmy. Co spotkanie, to historia i może dlatego, że częstotliwość spotkań nie jest duża, to każde z nich celebrujemy i czerpiemy z niego jak najwięcej. Dlatego każda strona przygotowywana do tego albumu to uśmiech na mojej twarzy, bo to wspomnienie wspólnych akcji, z których się zawsze śmiejemy i które powtarzamy chyba za każdym razem gdy się widzimy. Ale co tam, i tak są śmieszne, takie nasze evergreen’y. Podczas ostatniej wizyty u Tej rodzinki chciałam sprezentować im coś tak od serca. A co innego ode mnie można dostać jak nie album handmade? Mam nadzieję, że wkleją do niego super zdjęcia, bo mają ich – jak to jest gdy fotograf w rodzinie bywa – sporo i będą sobie go od czasu do czasu wyciągać z szafki i przeglądać. Wspominając….skąd go mają.
Do następnego,
B.
P.S. Naprawdę WTEDY nie mogliśmy przyjechać i bardzo tego żałujemy. [hihi]